Kto śledzi bloga, pewnie się zastanawiał, dlaczego od ponad 2 tygodni nie ma wpisów. Miało być inaczej. Przez 2 tygodnie byłam na wakacjach nad morzem, bez zwierzaków. Planowałam dla was wpisy na czas mojego wyjazdu, ale byłam tak zajęta, że nawet nie miałam kiedy o nich myśleć, a co dopiero pisać. Następnym razem chyba napiszę przed wyjazdem, co mam do napisania i będę już tylko publikować, co drugi dzień, żeby na blogu nie było zastojów, ani zaległych tematów do opisania 😉 Na wakacje miałam wziąć kota, ale w ostatniej chwili wyszło inaczej i został w domu. A to, że został, pozwoliło mi na ciekawe porównanie. Po 2 tygodniach spodziewałam się gorącego, bardziej lub mniej wylewnego powitania, ale nie spodziewałam się wyciągnąć aż tak interesujących wniosków. 😉 Gdy tylko nacisnęłam dzwonek do drzwi, usłyszałam szczekanie Luny. Gdy tylko się otworzyły, wyleciała, skoczyła na mnie, odskoczyła, obiegła dookoła, znowu na mnie skoczyła, znowu obiegła i tak w kółko przez około 5 minut. Intensywne, wylewne przywitanie. Po 5 minutach jej tańce i skoki się zakończyły. Chyba uznała mnie już za przywitaną. Galileo chyba nie dowierzał, że wróciłam, bo nawet się nie odezwał, dopóki mnie nie zobaczył (jak wracam po krótszym czasie, kiedy tylko otworzę drzwi i usłyszy mój głos, miałczy, wołając mnie do pokoju, a tym razem cisza). Weszłam do pokoju, otworzyłam drzwi i się zaczęło. Częste krótkie pomiałkiwanie, typowe dla jego wyrażania radości. Tak samo miałczy, kiedy widzi puszkę z jedzeniem. Ocieranie się, łażenie za mną krok w krok, a kiedy zeszłam na dół po bagaże, rozpaczliwe długie „miaaaaaaaał”, oznaczające wołanie. Nie tańczył, nie biegał i nie skakał, jak Luna, jego powitanie było mniej intensywne, ale zdecydowanie dłuższe. Mówiąc szczerze, to chyba nadal nie uznał mnie za przywitaną, bo mimo iż spędziłam w domu już dwie noce, nadal pomiałkuje na mój widok i ociera się o mnie, kiedy tylko ma okazję.
To pierwsze wakacje, kiedy mam okazję porównać powitania dwóch tak różnych osobowości. 😉 To Luny pierwsze wakacje. Do jakich doszłam wniosków? Pies (przynajmniej mój) wita się i cieszy bardziej wylewnie, bardziej intensywnie, ale emocje mijają mu bardzo szybko. Luna po 5 minutach tańca była już spokojna. Kot natomiast (przynajmniej mój ;)) nie wyraża radości tak wylewnie, ale zdecydowanie dłużej, niż pies. Koty nie kochają mniej niż psy. Po prostu wyrażają miłość w zupełnie odmienny sposób.

Podczas pobytu nad morzem oczywiście nie mogłam nie pojechać do Ustki, do namiotu z różnościami za małe pieniądze. Taka chyba babska natura. Chciałam nie wydawać pieniędzy, a tym czasem prawie stówa poszła na głupoty „tylko za 2, 3, 6, 8 i 15 zł”. Wśród tych „głupot” nie mogły nie znaleść się zabawki dla psa. 😉 Galileo uważa, że jest już za duży na miliony zabawek, więc ogranicza się do zabawy kilkoma ulubionymi – jego całkowity brak reakcji na dopiero co upolowaną przeze mnie zabawkę „tylko za 2 zł” sprawił, że tym razem nie przywiozłam mu żadnego prezentu. Luna natomiast z zapałem bawi się wszystkim, co jej dam. Nic dziwnego więc, że to właśnie jej przypadły „upolowane” przeze mnie „łupy”. 😉 A że przypadły jej te „łupy”, to oczywiście przeprowadziłyśmy dla was test. 🙂


Jedną z zabawek, jak się później okazało najlepszą jakościowo i budzącą zainteresowanie Luny jest gumowa ośmiornica, za którą zapłaciłam 1 zł. Ośmiornica odbija się od ziemi, dzięki mackom nigdy nie wiadomo w którą stronę poleci. Jej kształt, faktura i materiał z jakiego jest zbudowana na pewno budzą ciekawe doznania w pysku gryzącego ją psa. Guma jest miękka i elastyczna, ale też, co bardzo ważne, mocna. Luna bawi się nią od chwili mojego przyjazdu i nie ma na niej nawet śladu zęba. Na taką zabawkę zdecydowanie warto wydać tą złotówkę. 🙂

Kolejną zabawką, którą sprawiłam Lunie jest… No właśnie, cóż to jest? Kształt podobny do zabawki znanej firmy KONG, materiał to taka piłka tenisowa. Nie odbija się jednak od ziemi, jak piłka. Lunie zabawka bardzo się spodobała, jednak niestety okazała się zabawką jednorazową. Po kilku minutach zabawy rozpadła się na kawałki i wylądowała w śmietniku. Mimo wszystko za 2 zł warto było zaryzykować, chociażby dla samego testu. 🙂

Szarpak z gumy to kolejna rzecz, którą przywiozłam Lunie. Kosztował 3 zł. Jest to bardzo fajna zabawka do zabawy razem z człowiekiem, jednak nie sprawdza się jako gryzak. Chwila samodzielnej zabawy i Luna już odgryzła kawałek.

Ostatnią już rzeczą, którą obdarowałam Lunę jest taki oto szarpak do samodzielnej zabawy. Szarpak wieszamy gdzieś w domu, lub na dworze, a piesek sobie gdyzie, szarpie, gdzwoni dzwonkiem… Przyznam szczerze, że pierwszy raz widziałam taką zabawkę i choćby z ciekawości musiałam ją kupić. 😉 Powiesiłam ją na regale, ale Luna chyba nie bardzo wie, co z nią robić, bo zupełnie ją ignoruje. Mimo wszystko warto było, bo nawet samych piłek na linach nie kupiłabym gdzie indziej w takiej cenie, a zawsze można je przerobić na zwykły szarpak.
Gdzie kupiłam te wszystkie cuda? Biały namiot w Ustce, na ulicy Portowej. Mają mnóstwo jeszcze innych cudów, nie tylko dla zwierząt i zawsze uszczuplą mój portfel. 😉 Ja to jednak jestem typową babą! 😉
