Co u psa, Nasz punkt widzenia, zdrowie

Dlaczego Luna została wysterylizowana

Mnóstwo się mówi o sterylizacji. Jest to ostatnio bardzo popularny temat. Głównym powodem, który podaje się, zachęcając do niej, są pełne schroniska, bezdomne zwierzęta, niekontrolowany rozród zwierząt… Jest to powód ważny, oczywiście, jednak nie przemawia on do każdego. Decyzję o sterylizacji Luny podjęłam z całkiem innego powodu. I myślę że ten argument powinien przekonać większość ludzi, którzy kochają swoje psy. Jeśli masz wątpliwości, czy sterylizacja Twojej suki jest potrzebna, przeczytaj ten wpis…

Tessi
Zaczęło się od moich siódmych urodzin. Byłam wtedy wielką fanką dalmatyńczyków, za sprawą bajki „101 dalmatyńczyków” i zbierałam wszystko, co przedstawiało ich wizerunek. „Na razie dostaniesz tylko piórnik, na prawdziwy prezent musisz poczekać, dostaniesz psa.” – powiedziano mi, wręczając zielony piórnik z dalmatyńczykami. Po wakacjach miałam iść do pierwszej klasy. Tak zaczęło się czekanie na nią. Od dwóch lat nie miałam psa, bo dwa lata wcześniej zmarł nasz poprzedni pies, przybłęda po przejściach, Kleks. Pamiętam, jak po raz pierwszy pojechałam do hodowcy zobaczyć pieski i wybrać tą jedyną. Idąc za jego poradą, wybrałam tą, która najbardziej różniła się od reszty, o najjaśniejszej sierści. Pieski wybiegły z kojca, gryzły sznurowadła od butów mojej mamy, a ja nie mogłam się już doczekać, kiedy będę mogła ją wziąć do domu. Chciałam dać jej na imię Czika, po suczce z bajki 101 dalmatyńczyków, jednak miot był zarejestrowany na T. Ładnie brzmiałoby też Lessi, od „Lessi wróć”, ale to imię również nie zaczynało się na T. Tak zdecydowałam się na Tessi. Dni, tygodnie, miesiące i lata z nią były cudowne. Była przy mnie, kiedy towarzyszyły mi trudne emocje, przeżywała ze mną radości, wszyscy sąsiedzi ją lubili, a ona lubiła wszystkich sąsiadów. Psa o tak łagodnym usposobieniu nigdy wcześniej nie znałam. Ten, kto kochał kiedyś swojego psa, wie, jak silna może być więź psa z jego człowiekiem. Nasza taka właśnie była. I mimo że nie była dalmatyńczykiem, a owczarkiem niemieckim, kochałam ją bardziej niż wszystkie 101 dalmatyńczyków razem wzięte. Tak zaczęła się moja wierność tej jednej rasie – owczarek niemiecki.

Guz
Pewnego dnia na sutku Tessi pojawił się guz. Weterynarz powiedział, że to gruczolak i nie trzeba się nim martwić, a najlepiej go nie ruszać, bo jeśli to rak i dostanie powietrza, to będzie bardzo szybko postępował. Zresztą to na pewno nie rak. To gruczolak. No więc nie ruszaliśmy. Guz rósł, aż pewnego dnia skóra, która go otaczała pękła. To było straszne. Na drugi dzień operacja, podczas której weterynarz wyciął guza, nadal uważając, że to tylko gruczolak i macicy nie trzeba wycinać, bo to na pewno nie ropomacicze. Gdybyśmy wtedy wiedzieli to, co teraz wiemy, wszystko potoczyłoby się inaczej…
Tessi po wycięciu guza żyła jeszcze pół roku. Powoli wracała do zdrowia, z wolno gojącą się raną. Rana w końcu się zagoiła. Myśleliśmy, że wszystko wróciło do normy, że wygraliśmy walkę z diabłem. Aż do pewnego majowego dnia, kiedy wszystko wróciło… Zaczęło się od zwykłych wymiotów, które co jakiś czas zdarzają się psom. Jednak zaczęły się one co raz bardziej nasilać. Tym razem poszliśmy do innego weterynarza, w zupełnie innej części miasta, polecanego przez wiele osób, jednego z najlepszych w mieście. „Albo operacja (wycięcie macicy), albo uśpienie, albo sama umrze w ciągu kilku dni. Na przeżycie operacji ma małe szanse.” – weterynarz był szczery. Tamten poprzedni nie mógł nie zauważyć, że to ropomacicze. Po prostu mu się nie chciało operować psa, za dużo roboty. 04.06.2006 położyłam się obok niej na podłodze po raz ostatni. „Chcę żebyś żyła dla mnie. Ale może już nigdy więcej się nie zobaczymy.” – powiedziałam do niej. I rzeczywiście, już nigdy więcej się nie zobaczyłyśmy. Pamiętam reakcje sąsiadów i moich kolegów i koleżanek ze szkoły, którzy nie dowierzali. Jeszcze przez kilka miesięcy po jej śmierci słuchałam pytań „A gdzie Tessi? Dawno jej nie widziałam.”. Była znana przez wszystkich w okolicy. Rzadko się zdarza tak przyjaźnie usposobiony pies. A gdzie Tessi? Została w klinice. Jej ciało zostało skremowane. Nie doczekała do swoich 9 urodzin. Jej serce nie wytrzymało operacji, rak objął inne narządy.

Dlaczego więc sterylizacja?
Gdyby Tessi została wysterylizowana, zanim to wszystko się zaczęło, uniknęlibyśmy tej choroby. Ropomacicze to straszna choroba, która powoduje ogromne cierpienie. I zwierzęcia i jego ludzi. W tym poście nie opisałam wszystkich drastycznych szczegółów, ale uwierzcie mi, nikt kto kocha swojego psa, nie chciałby tego oglądać. Dlatego właśnie zdecydowałam się na sterylizację Luny. I nie, nie jest to okaleczanie zwierzęcia. Jest to unikanie potwornego cierpienia i przedwczesnej śmierci. Oczywiście że chciałabym mieć w domu małe szczeniaczki, żeby Luna zostawiła kogoś po sobie (swoje dzieci, wnuki, prawnuki), ale ważniejsze jest dla mnie jej zdrowie, a swoją, nieco egoistyczną chęć, muszę odłożyć na bok. Z chwilą śmierci Tessi obiecałam sobie, że każda moja następna suka będzie poddana sterylizacji. Dlaczego o tym piszę? Bo mam nadzieję, że przekonam tym choć jedną osobę i uratuję choć jedno psie życie przed tą chorobą…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *